5 powodów, dla których warto udomowić mamuta

 Lego Arctic - śnieżna zabawa w naszym domu! 

Mam wrażenie, że całe macierzyństwo to jedno niekończące się wyzwanie. Lub próba lawirowania między kolejnymi wyzwaniami. Od czasu do czasu następuje jednak prawdziwa chwila grozy: na przykład kiedy nasze dziecko przychodzi z miną kota ze Shreka i obwieszcza, że jego marzeniem jest mieć zwierzątko.

U nas ta chwila nastąpiła dawno temu. Muszę się pochwalić, bo świetnie udało mi się rozwiązać temat: ślimaki na spacerach, patyczaki w przedszkolu, dokarmianie osiedlowego kota. Wszystko to na jakiś czas zaspokajało potrzebę zaopiekowania się innym stworzeniem. Jednak nie jestem cudotwórczynią, kwestia wróciła. Leon z uporem twierdził, że chce zwierzątko. Swoje, własne, do zaopiekowania się. Z wielu powodów nie możemy i nie chcemy zdecydować się obecnie na bardziej tradycyjne zwierzę – dużo podróżujemy, rzadko bywamy w domu, a dodatkowo – planujemy przeprowadzkę. Dlatego rodzinnie uradziliśmy, że przyjmiemy pod nasz dach… mamuta. 

Początkowo do pomysłu podchodziłam sceptycznie. Leonowi jednak bardzo zależało. Więc wiadomo – dziecku nie odmówię. Zaczęłam analizować i okazało się, że to ma sens. A nawet… kilka sensów.

Do brzegu zatem, dlaczego warto udomowić mamuta. Albo o naszej mroźnej przygodzie z Lego Arctic:

Mamut zawsze Cię wysłucha

Nie tylko Ciebie, oczywiście Twoje dziecko też. A czego potrzebuje człowiek, kiedy coś mu leży na sercu? Być wysłuchanym, po prostu. Od razu robi się lżej i nadchodzi spokój. Dlatego – nie zawaham się użyć tego stwierdzenia – mamut to najlepszy przyjaciel człowieka (w każdym wieku).

Mamut zadba o bezpieczeństwo domowników

Się chyba samo przez się rozumie – kto przy zdrowych zmysłach odważy się zorganizować napad na chatę, w której mieszka mamut? No nikt, naprawdę nikt. Bo mamut tylko wygląda tak misiowato, zdaje się, że gotów jest na tuli tuli w każdej chwili. Tak naprawdę jest ostrym zawodnikiem, niejedno w życiu przetrwał i z radością stanie na straży dziecięcego pokoju.

Mamut nie zmusza rodzica do nadmiaru ruchu

Może i chciałby się przejść na spacer, ale wszyscy wiedzą, że to niemożliwe – wyobraź sobie tylko, że z mamutem na smyczy paradujesz po osiedlu. W domu to w domu, wiadomo – jakoś dacie radę. A na dworze, to i za gorąco mu i ludzie zaczepiają – żadna to przyjemność.

Mamut nie śmierdzi

Proste i ważne: jest niewielki, plastikowy i, co najważniejsze, absolutnie bezobsługowy. To jest miażdżąca przewaga nad takim kotem powiedzmy, Moi Mili. Albo myszką, chomikiem, królikiem czy innym -ikiem. Żegnajcie kuwety, sprzątanie, wiórki, sianko i trociny. Mamut po prostu sobie jest, kiedy trzeba – całym swoim legowym serduchem zaangażuje się w zabawę. Jednak nie wadzi, nie zniszczy Wam mebli, kiedy później wrócicie do domu. I nie zsika się do kapcia, kiedy zapomnisz kupić ulubioną karmę.

Mamut zwalnia z obowiązku sprzątania

Bo serio – jeśli ktoś przychodzi do Ciebie i widzi mamuta, myślisz, że zauważy bałagan?!

Po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw (chociaż żadnych przeciw nie było – tak po prostu zgrabnie brzmi), zdecydowaliśmy, że mamut będzie zwierzątkiem idealnym. I zamieszkał u nas mamut Maniek aka Mut. Chciałoby się napisać, że “żyli długo i szczęśliwie”. Życie jednak to nie bajka, okazało się odpowiednio burzliwe.

Głównym problemem okazały się warunki atmosferyczne – znacie to na pewno: mamut chodzi osowiały, tęsknym wzrokiem wpatruje się w zamrażarkę lub globus. Jednak czego się nie robi dla takiego wielkiego włochacza… Tak naprawdę mieliśmy dwa rozwiązania, jednym z nich była rodzinna wyprawa do Arktyki. Leon już prawie się pakował, lecz pomysł padł po pobieżnym przeanalizowaniu ofert z biur podróży. Musielibyśmy sprzedać nie tylko swój dom, ale również kilka okolicznych, a tu z kolei okazało się, że to niezbyt interere sąsiadów. Drugie rozwiązanie natychmiast wprowadziliśmy w życie: postanowiliśmy u schyłku słonecznego lata stworzyć u nas w domu arktyczną zimę.

Kluczem do sukcesu było chałupnicze wytwarzanie śniegu. Mila miała zabawę sensoryczną, Leon paranaukowe eksperymenty, a Maniek – wiadomo. Szczęśliwy był jak prosię w błocie. Czy raczej – jak mamut w śniegu!

Przepis na sztuczny śnieg:

  • entuzjazm
  • pianka do golenia
  • soda oczyszczona

Kupując piankę (bo nie radzę podbierać mężowi, są szanse, że będzie trochę krzyczał :P), wybierzcie taką, która ma delikatny zapach. Wierzcie mi – wiem, co mówię. My kupiliśmy dużą (250 ml) piankę i zużyliśmy 13 opakowań sody. Jednak ilość sody zależy trochę od konsystencji – wyciśnij całą piankę do szklanego naczynia sporej wielkości i dodaj sodę (początkowo 7-9 torebek). Koniecznie wyrabiajcie masę rękoma, to świetny trening dla małych paluszków. Jeśli śnieg jest zbyt miękki, znaczy to tylko jedno: więcej sody!

Przygotowanie jest super proste, a zapewni rozrywkę, nie tylko dla mamutów, na długi czas. Entuzjazm i zapędy do porządkowania są mile widziane i powiedziałabym – niezbędne ;) Tak czy owak – życzę Wam mroźnej, arktycznej zabawy!

 Wpis powstał we współpracy z mamutem. Nie, żarcik taki. Z firmą LEGO.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments